Od dzisiaj już jest z górki – przed nami tylko około 250km do Odessy. Wreszcie zrobiło się też ciepło, około dwudziestu stopni. Na Południu Mołdawii nie mijamy już urokliwych jeziorek, pola uprawne i łąki zastąpiły winnice. Mołdawia słynie z bardzo dobrych win i to całkiem zasłużenie – uprzedniego wieczoru nie omieszkaliśmy skosztować kilku lokalnych win. Droga do przejścia granicznego w Palanca jest całkiem przywoita, może niezbyt równa ale przynajmniej pozbawiona dziur. Miejscami położona jest całkiem nowa nawierzchnia. Przez całą Mołdawię telefon pokazuje transmisję danych na poziomie 3G. Jednak nie możemy się oprzeć wrażeniu, że jest to mocno naciągane 3G. Przynajmniej na obu naszych telefonach (Android i iOS) internet działa „falami” – pomimo doskonałego zasięgu, czasem go nie ma a czasem jest. Wiadomości do wysłania odkładają się w stosy po czym wszystkie nagle wychodzą. Można stać w centrum Kiszyniowa i internet będzie tak właśnie działał.
Na przejściu granicznym kolejka na kilkadziesiąt aut, czas oczekiwania szacujemy na około 2h. Ale po chwili podchodzi do nas jakiś kierowca czekający w tej samej kolejce i mówi nam, że motocykliści przechodzą bez kolejki. Nie trzeba nam dwa razy tego powtarzać – objeżdżamy kolejkę i faktycznie strażnicy graniczni wpychają nas pomiędzy samochody. Znowu atmosfera bardzo miła, odprawa nadzwyczaj sprawna – to pierwsza granica na tej wyprawie gdzie posterunki obu Państw są zintegrowane. Oddajemy dokumenty i po chwili otrzymujemy paszporty z obiema pieczątkami już wbitymi.
Ruszamy do Odessy, ale wybieramy drogę okrężną, przez Zatokę. Zaraz za granicą zmiana karty sim w telefonie, z powrotem na ukraińską. Poza miastami, net jest na prawdę słaby, ledwo EDGE. Nie da się na tym niemal nic zrobić. Za to w miastach jest stabilne 3G, w samej Odessie prawdziwe LTE. Po drodze do Odessy zajeżdżamy do biura w którym mamy otrzymać wykupione wcześniej bilety. Biuro jest jednak oczywiście zamknięte. Od ochroniarza dowiadujemy się, że biuro będzie czynne następnego dnia i żebyśmy się stawili o 9. Ochroniarz, pełen zestaw złotych zębów, jet nadzwyczaj kontaktowy, wychodzi z nami przed budynek pooglądać motocykle, porozmawiać z nami o nich. On też ma, ale „kitajski”. Żegnamy się „do jutra” i nie pozostaje nic innego jak dotrzeć do samej Odessy, udać się na zasłużony odpoczynek, poparty winem, oczywiście mołdawskim.