Prom dopływa do Batumi zgodnie z planem, o godzinie 6 rano (czasu Kijowskiego, w Batumi jest już godzina 7). Jednak opuścimy go, dopiero chwilę przed 14. Jeśli komuś sposób odprawy po ukraińskiej stronie wydał się dziwny to po gruzińskiej stronie jest już odjazd totalny. Nie ma tu nic trudnego, po prostu czeka się na kolejne etapy odprawy. Najpierw, czeka się aż na pokładzie zjawią się gruzińscy pogranicznicy. Ci, zjawiają się „już” o 10. W tym czasie trzeba opuścić kajutę umożliwiając ekipie sprzątającej, pracę. Gdy już zjawią się gruzińscy funkcjonarjusze, w sali restauracyjnej zorganizowany jest punkt odprawy i kolejno wpuszczani są pasażerowie. Idzie to dość sprawnie, ale potem zostaliśmy wysłani na pokład gdzie stoją motocykle otoczone przez ciężarówki. Przez kolejne trzy godziny stoimy w oparach spalin z uruchomionych już ciężarówek na naszym pokładzie, czekając aż pokład niżej zostanie opróżnony z wagonów kolejowych i możliwe będzie opuszczenie rampy. Razem z nami czekają Niemcy. Gdy wreszcie rampa zostanie opuszczona, wyjazd z promu i opuszczenie terenu portu to chwila moment. Dojeżdżamy do centrum Batumi, gdzie podejmujemy z bankomatu gruzińskie Lari, kupujemy lokalne karty sim i żegnamy się serdecznie z Niemcami. Tutaj też dołączają do nas dziewczyny, które przyleciały dzień wcześniej do Kutaisi – Marcelina i Magda. Próbujemy także wykupić obowiązkowe ubezpieczenie na Gruzję (zielona karta Gruzji już nie pokrywa), ale udaje się to zrobić tylko dla jedngo motocykla. Drugi jest odrzucany w trakcie wypełniania danych w automacie (Niemcy mają ten sam problem więc to raczej kwestia niedziałającego systemu, niż błędu po naszej stronie). Trudno, ruszamy z Batumi na kemping przy Zundagi bez ubezpieczenia na jeden motocykl.
Powrót