Dzień ósmy – Adżaria – Borjomi

Dziś do przejechania mamy krótka trasę do Borjomi przez Khulo – około 200km, jednak Google podpowiada czas przejazdu na poziomie 6h… Jako że dystans mało imponujący, zbieramy się z kempingu nieśpiesznie. Ruszamy po 13, początkowo jedziemy w ukropie – około 30 stopni, w pełnym słońcu. Droga jak to Gruzji – niezbyt równa, trochę dziur, trzeba uważać. Najbardziej jednak uważać trzeba na gruzińskich kierowców. Cechuje ich unikalne połączenie brawury i braku umiejętności w prowadzeniu pojazdów. Wyprzedzają nie widząc czy mają drogę wolną, wiszą „na zderzaku”, zajeżdżają i stanowczo nadużywają klaksonów. Nic dziwnego, że dziennie w wypadkach drogowych, w tym malutkim kraju giną średnio cztery (!) osoby… (dla porównania, w Polsce prawie osiem, ale w Polsce żyje dziesięciokrotnie więcej ludzi).
Do Khulo dojeżdżamy bardzo sprawnie, jednak za Khulo asfalt znika. Kiedyś był (raczej jeszcze za „sajuza”) ale teraz ta droga to mieszanka szutru, kamieni czasem gliny.
Tempo wyraźnie spada. Do tego wkrótce zaczyna padać deszcz. Pniemy się ku przełęczy Goderdzi, położonej 2025 metrów nad poziomem morza. Temperatura szybko spada, wkrótce na poboczu pojawia się śnieg. Kilometry mijają już bardzo powoli. Na samej przełęczy, śniegu jest tak dużo, że zaspy na poboczach są dwumetrowej wysokości.
Temperatura jest jednak nadal powyżej zera, więc zaspy topnieją, woda z nich zmienia momentami drogę w rwący potok.
Asfalt wraca w okolicach Adigeni. 55 kilometrów pokonaliśmy w ponad cztery godziny.
Do Borjomi dojeżdżamy już grubo po zmroku i wtedy dopiero zaczynamy szukać noclegu. Większość rozsądnych cenowo lokali jest zajęta. Części guesthousów z bookingu nie możemy odnaleźć – dla Google maps w tej części świata, schody mogą być drogą 🙂 Po kilku próbach udaje się znaleźć pokoje i logujemy się w nich całkiem zmęczeni. Nie spodziewaliśmy się tak trudnych warunków na tej drodze – jechaliśmy nią pięć lat wcześniej ale jakoś nie zapamiętaliśmy że nie ma na niej asfaltu…

Powrót