Niby nocleg w schronisku oznacza przymusową wczesną pobudkę, ale my jesteśmy ultrazdolni i znowu zebraliśmy się koło południa. Na początek dalsza część drogi z przełęczy Goderzi. Przełęcz ta wyznacza granicę między Adżarią a Meschetią. Droga przez przełęcz jest najkrótszą drogą z Adżarii do Armenii ale także do np. Bordżomi. Wydawałoby się, że bardzo ważna droga i faktycznie, jest takową. Musi być zatem przyzwoicie utrzymana? Nic bardziej mylnego. Asfalt po raz ostatni ułożyli tu sowieci. Przez 17 lat od upadku Związku Radzieckiego, górska droga uległa totalnej degradacji. Dość powiedzieć, że przejechanie 50 km zajmuje trzy godziny…
Dalsza część drogi w kierunku granicy z Armenią, wiedzie już po asfalcie ale i tak trzeba uważać na dziury i tymczasowe braki asfaltu… Krajobraz natomiast, od miasta Achalkalaki zmienia się z gruzińskiego na iście armeński – wielkie równiny na niebotycznym płaskowyżu (2000 metrów npm).
Granica z Armenią i jej przekraczanie to temat na osobny wpis (Tips&Tricks). O ile wyjazd z Gruzji zajmuje przysłowiowe 5 min, o tyle wjazd do Armenii to kawalkada z papierami od okienka do okienka, choć przyznać muszę, w przyjaznej atmosferze. Wszystkim nam udaje się szczęśliwie odprawić i wjeżdżamy na oszałamiającą widokowo wyżynę armeńską. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Wystarczy powiedzieć, że przejście graniczne znajduje się na wysokości 2200 m npm.
Wieczorem dojeżdżamy do miasta Giumri, w którym zatrzymujemy się w domu polskim. Jest to hostel z przesympatycznymi właścicielami o polskim pochodzeniu (właściciel jest wnukiem polskiego inżyniera, który budował dla cara drogę żelazną do miasta Kars. Wieczór upływa w bardzo przyjaznej atmosferze, przy akompaniamencie brzęku kieliszków z armeńskim koniakiem…
Powrót