To ostatni dzień na motocyklach. Jedziemy do Makhinjauri, gdzie mamy zostawić motocykle u znajomego znajomego :). To 365 kilometrów i traktujemy to jak rutynowy przeskok z punktu A do punktu B. No bo ile czasu można jechać taką trasę? Zwłaszcza że ponad 1/3 trasy do wyrób autostradopodobny? Otóż w Gruzji, można jechać bardzo długo i niezbyt przyjemnie.
Wyjazd z Tbilisi bezproblemowy. Wskakujemy na „autostradę” w kierunku Gori. Co ciekawe, gruzińskie drogowskazy kierują na takie miasta jak Suchumi i Cchinwali. „Autostrada” to droga szybkiego ruchu w stylu naszej gierkówki – dwa pasy w każdą stronę, kolizyjne skrzyżowania i przejścia dla pieszych, baby z jagodami chinkali na poboczu. Wszystko fajno, tylko znów o sobie dają znać „miszczowie” kierownicy made in Georgia – nie kończą wyprzedzać tylko zjeżdżają wprost na Ciebie, gdy już są przed Tobą to zwalniają i jadą wolniej niż Ty, wyprzedzani przyśpieszają, siedzą na ogonie kilka metrów za Tobą, słowem – miodzio. No i jest kłopot z jakimkolwiek jedzeniem przy tej drodze – wszystkie stare lokale, które były przy starej drodze, popadały. Przy nowej, nie powstało nic w kształcie naszych MOPów. Dopiero pod Gori zjeżdżamy na bardzo nowocześnie wyglądającą stację benzynową pod logiem Socar. Paliwa nie potrzebujemy, ale umieramy z głodu i braku kawy. Jest tylko Wendy’s i Dunkin’ Donuts. I tak jak pisałem wcześniej, Gruzini jeszcze bardzo nie potrafią w nowoczesną sprzedaż. Dość powiedzieć, że przy zamówieniu Americano mylą się trzy razy. I nie jest to kwestia problemów językowych…
Od Chaszuri kończy się droga szybkiego ruchu i zaczyna zwykła, jedno jezdniowa trasa. Do wspomnianego zestawu grzechów głównych gruzińskich kierowców, dochodzą nowe – wyprzedzanie na któregoś tam, wyprzedzanie pomimo że nie widać czy coś nie jedzie z naprzeciwka (górka, zakręt itp) oraz crème de la crème – wyprzedzanie POMIMO że coś jedzie z naprzeciwka i nie ma miejsca do ucieczki. Serio, gruzińscy kierowcy to banda kretynów i straciliśmy bardzo dużo sympatii dla ludzi w żyjących w tym kraju. Drogowe szaleństwo lat 90’tych w Polsce to pikuś przy tym co się dzieje w Gruzji. Jazdy w dużym ruchu mamy dość i pod Kutaisi, w Vartsikhe, zjeżdżamy z głównej drogi i snujemy się lokalnymi ścieżkami – znacznie wolniej ale za to dużo przyjemniej.
Do Makhinjauri dojeżdżamy po godzinie dwudziestej. Nasz gospodarz i dobrodziej u którego zostawimy motocykle wyjeżdża po nas i wraz z nim drapiemy się na jedno ze wzniesień nad Makhinjauri, gdzie ma on swój dom. Po dojechaniu do niego, zostawiamy już motocykle i jedziemy z gospodarzem i jego żoną do Batumi, gdzie zapraszam ich na kolację.
Gospodarzem jest zaś Tengiz Asanidze i czuję że warto poświęcić mu choćby ten akapit.
W czasach Związku Radzieckiego, był merem Batumi, następnie członkiem parlamentu Adżarii. Gdy Związek upadał, w Gruzji były trzy autonomie – Osetia, Abchazja i Adżaria. Wszystkie one dążyły do niepodległości, przy czym Abchazja i Osetia miały jakieś wsparcie Rosji, muzułmańska Adżaria zaś – Turcji. Tengiz, urodzony jako muzułmanin, ochrzczony według wschodniego obrządku już jako dorosły człowiek, opowiadał się od początku przeciw separatystom i otwarcie popierał pierwszego prezydenta Gruzji – Zwiada Gamsachurdię. Gdy ten przegrał w wojnie domowej z Eduardem Szewardnadze (popieranym przez ZSRR), Tengiz stał się bardzo niewygodny dla nowego prezydenta. Szewardnadze dogadał się za plecami Tengiza z Asłanem Abaszydze, który dostał wolną rękę do rządzenia w Adżarii, w zamian ta pozostawała w strukturach Gruzji jako szeroka autonomia. Tengiza zaś w 1993 roku, wpakowano do więzienia (był niewygodny zarówno dla Abaszydze jak i Szewardnadze) na podstawie sfabrykowanych dowodów. Taka gruzińska Gra o Tron. Przesiedział w więzieniu 11 lat, był torturowany, pozbawiony podstawowych praw człowieka (choćby do widzenia z bliskimi), nie został zwolniony nawet po ułaskawieniu przez Szewardnadze w 1999 roku – dla Abaszydze był znacznie bardziej niebezpieczny niż dla Szewardnadze. Z więzienia wyszedł dopiero w 2004 roku, gdy Abaszydze utracił władzę w Adżarii w wyniku interwencji nowego prezydenta Gruzji – Micheila Saakaszwiliego. A dlaczego wiemy że to prawda? Ano chociażby z wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Tengiz, nie mogąc liczyć na sprawiedliwość w Gruzji, zgłosił się do trybunału a ten uznał osadzenie Tengiza za bezpodstawne i de facto, polityczne, nakazał Gruzji wypuszczenie Tengiza i wypłacenie odszkodowania (sprawa numer 71503/01 w ETPC – pierwsza w której Gruzja uczestniczyła w swojej historii).
Dziś Tengiz ma już 70 lat, jego żoną jest Polka z Mińska białoruskiego, jemy kolację w Batumi i słuchamy opowieści o Gruzji, Adżarii i burzliwej historii tego regionu.