Dzień osiemnasty – Goris – Kapan

Po wczorajszej, męczącej jeździe, dziś zaplanowaliśmy króciutką trasę – ledwie około 80 kilometrów. Po drodze mamy jeden z tzw must see Armenii  – monastyr w Tatev i kolejkę linową do niego.
No więc kolejka linowa, dumnie nazywana „Wings of Tatev” to jakaś pomyłka – zarówno początkowy punkt trasy kolejki jak i końcowy, leżą przy głównej drodze wiodącej z Goris do Kapanu. Odkrywamy to, zajeżdżając na… górną stację kolejki. Widoki z niej są owszem, całkiem przyjemne, ale sensu w tej kolejce górskiej za bardzo nie widzimy:

Może chodzi o to, że w połowie drogi znika asfalt? Po drodze zatrzymujemy się w źródłach pod diabelskim mostem, gdzie kąpiemy się w lekko zapomnianych przez historię basenach z wodami leczniczymi.
Do monastyru dojeżdżamy szybko, pomimo braku asfaltu. Sama świątynia robi spore wrażenie i na pewno jest jednym z ciekawszych punktów na architektonicznej mapie Armenii.

Kościół armeński jest kościołem orientalnym (nie przyjęto postanowień soboru chalcedońskiego z 451 roku), chrystianizacja Armenii zaczęła się już w pierwszym wieku. To czyni z Armenii, najstarsze państwo chrześcijańskie na świecie. Świątynie armeńskie były wielokrotnie burzone w wyniku trzęsień ziemi, najazdów czy bezmyślnej sowietyzacji. Zawsze jednak były odbudowywane, z uporem maniaka, w formie identycznej lub zbliżonej do oryginalnych świątyń. Wchodząc do takiej świątyni, cofamy się do początków chrześcijaństwa. Osobiście twierdzę, że czuć to znacznie lepiej niż w bliskowschodnich świątyniach. Wystrój wnętrz to oczywiście absolutna asceza (zabawne, że świątynie powstały zanim powstało to pojęcie). Udało nam się trafić na moment gdy wierni kościoła przychodzą po błogosławieństwo od kapłana
(kobiety musza mieć oczywiście, zakryte włosy – chusty dostępne są przy wejściu)

Po wyjściu z monastyru, ruszyliśmy dalej do Kapanu. Droga do samego końca pozostała drogą terenową, tylko momentami pojawiał się asfalt, przypominając o czasach świetności, gdy Związek Radziecki inwestował w infrastrukturę w nawet najbardziej odległych regionach imperium.


krótki postój za kratami

Do Kapanu dojeżdżamy znów wieczorem. A miał być króciutki dzień jazdy. Jutro sobie odbijemy…

Powrót