Dzień dziesiąty – Stepancminda

Tego dnia postanowiliśmy zrobić sobie dzień na miejscu. Bardzo ładna pogoda zachęciła nas do posnucia się po miejscowości i jej okolicach. Sama miejscowość to nie jest żadna metropolia, bardziej osiedle. Główna ulica w śladzie drogi z Tbilisi do Władykaukazu, na okalających wzgórzach osiedlowe uliczki z luźno rozrzuconymi domami przy nich, to wszystko ciasno okalają góry Kaukazu z najbardziej okazałym Kazbegiem na czele.

Przy głównej ulicy bary i restauracyjki, dworzec marszrutek i oczywiście kantory. To jest miasteczko przygraniczne – do Władykaukazu jest jedynie 45 kilometrów. Klimat takich przygranicznych miasteczek jest zawsze specyficzny, im większe różnice w prawie graniczących ze sobą państw, tym klimat takiego miasteczka jest bardziej egzotyczny. A ponieważ w Rosji hazard jest zakazany, więc gruzińskie miejscowości przygraniczne wypełniają potrzebę która w ten sposób powstaje. W Stepancminda, podobnie jak w pobliskim Gudauri, sporo jest kasyn i salonów gier. A ponieważ przez miasto, każdego dnia przewalają się kawalkady ciężarówek, niektóre kwatery pełnią podwójne role. Prawdziwe miasto seksu i biznesu 🙂

Z dużej ilości ciężarówek wynika coś jeszcze – w mieście jest spora liczba świetnych barów. A ponieważ sporo kierowców tych ciężarówek to muzułmanie, każdy bar oferuje dania halal. I w takich właśnie miejscach spotykam zawsze najlepszą baraninę. Nie inaczej jest w Stepancminda – w restauracji Khevi zjadłem najlepszą baraninę od czasu Maroka. Restauracyjka wygląda mało okazale i bardzo dobrze – z naszego doświadczenia, wszystkie zachodnio-wyglądające miejsca są w Gruzji pomyłką. Obsłudze się nie chce, często jest niekompetentna, nieprzyjemna. Jedzenie w takich miejscach nie powala. Tymczasem w spelunowatych barach, prowadzonych przez rodziny, zawsze można liczyć na towarzyską pogawędkę i super jedzenie. Nie inaczej jest w przybytku o nieskomplikowanej nazwie Kazbegi Good Food, w której właściciel dość dobrze mówi po Polsku. Tutaj z kolei, zjedliśmy fantastyczne chinkali z serem – malutkie gruzińskie pierożki, z serem i śmietaną.
We wszystkich tych miejscach można też spotkać sporo zachodnich turystów, ponieważ Stepancminda stanowi doskonały punkt wypadowy na Kazbek i inne góry Pasma Bocznego Wielkiego Kaukazu. Nieopodal jest też mały klasztor – Cminda Sameba, który także przyciąga turystów z Tbilisi. To właśnie w czasie podjazdu pod ten klasztor, Przemek zaliczył pierwszą wywrotkę.

Powrót