Dzień czternasty – Batumi ech Batumi

Prognoza na ten dzień, mówiła o gigantycznych opadach deszczu. Postanowiliśmy więc wykorzystać ten czas na prace warsztatowe, pozostając dalej u Karoliny.

Jędrzej i ja wybraliśmy się do Batumi taksówką (niewiarygodne jak tanie są – niemal dziesięciokilometrowa jazda kosztuje około 10 zł), w poszukiwaniu warsztatu który podejmie się wymiany opon. W Batumi jest jedna ulica przy której znajdują się niemal wszystkie warsztaty i sklepy z częściami samochodowymi. Batumi przypomina pod tym względem miasta dalekowschodniej Azji, w Warszawie pamiętam jedynie jak takie zagłębie samochodowe było na ul. Syreny. Udało nam się odnaleźć w gąszczu sklepów i mechaników samochodowych, jednego mechanika motocyklowego, z którym Jędrzej umówił się na wymianę opon, na kolejny dzień. Ja w tym czasie podziwiałem uroki batumskich podwórek

Przemek w tym czasie rozebrał swój motocykl i wymienił chłodnicę, założył osprzęt do kufrów a także wymienił olej i klocki hamulcowe z tyłu

Popołudniu przyszedł zapowiadany deszcz. I to kolejny aspekt w którym Batumi przypomina miasta dalekowschodnie – to nie był zwykły deszcz, to był prawdziwy monsun. Wszyscy byliśmy zgodni że tak intensywną i długotrwałą ulewę widywaliśmy jedynie gdzieś w miastach dalekiego wschodu. Dość jasne staje się skąd w Batumi tropikalna roślinność, raczej obca w reszcie Gruzji. Słyszałem, że pod względem bujności roślinności, Batumi dorównuje jedynie Suchumi w Abchazji. Bardzo chętnie sprawdzę.

Powrót